świetne zarobki znających chiński?
- Sinofil
- Wylogowany
- Chłop
-
- Posty: 7
- Otrzymane podziękowania: 0
Oczywistą sprawą jest, że tłumaczeń symultanicznych na wysokim (i nie tylko) szczeblu nie powinien podejmować się niesinolog.
Podobnie ma się sprawa z oficjalną dokumentacją dla agend rządowych czy koncernów.
Kolejna rzecz to autorstwo książek metodologicznych do nauki języka, konsultacje językowe przy tłumaczeniach tekstów, w których użyte są zwroty chińskie, czy wręcz pełne tłumaczenia pozycji chińskojęzycznych (są już takie?).
Wydawałoby się też, że reguła zatrudniania sinologów mogłaby również obowiązywać w odpowiednich organach państwowych (choćby w ambasadzie i konsulatach), chociaż tutaj raczej po uprzednich przygotowaniach z dyplomacji, historii, ekonomii, handlu i stosunków międzynarodowych. (Wiemy, jak to wygląda, prawda?)
Trochę intuicyjnie, trochę z obserwacji i doświadczenia mogę stwierdzić, że zapotrzebowanie na takie sytuacje nie jest wystarczające.
Podejrzewam zatem, że kończy się na nauce języka (i brawo, od tego przede wszystkim są filologowie - tzn. żeby pomóc niefilologom w poznaniu języka), ale pewnie najczęściej na chałturze (prowadzenie wycieczek do Chin, proste tłumaczenia, korespondencja handlowa, pomoc przy misjach gospodarczych w skali mini czy "zwykłym" imporcie z Chin).
Pomijając fakt, że to poniżej osiągniętych kwalifikacji, to na dodatek często jest to niemal całkiem obok nich (oprócz znajomości języka).
Filolog/sinolog nie ma przygotowania w zakresie handlu międzynarodowego, logistyki, produkcji, konstrukcji kontraktów czy choćby pracy z grupą turystów.
Nie oczekiwałbym zatem Bóg wie czego, zgodnie z zasadą "poświęciłem swój CENNY czas na naukę języka = należy mi się (w domyśle: wielka kasa, przywileje i wyłączność), a konkurencja jest nierzetelna, bo jej czas jest mniej cenny niż mój", tudzież "ja jestem SINOLOGIEM, a Ty tylko znasz chiński".
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- jin tongxue
-
- Wylogowany
- Mędrzec
-
- ...gonna go build my own Lunar Lander!..
- Posty: 112
- Otrzymane podziękowania: 0
Nie ma co rozwijać tego wątku, bo "wolność" działalności wyklucza wszystko to, na co narzekacie - łącznie z "niską jakością" tłumaczeń, które są marne głównie/przede wszystkim dlatego, że "nie robicie ich Wy" (bo przecież właśnie o to chodzi).
[...]Jednak w czasach, gdy niesinolodzy posługują się chińskim coraz sprawniej, nie cenią się tak, jak ci pierwsi, tłumaczenia ustne i pisemne (głównie o podłożu handlowym, które, jak mniemam, stanowią większą część zleceń) mogą dostawać przynajmniej równie często.
Warto byłoby pamiętać o tym, że jesteście "tylko" sinologami.
Rzekome problemy z rynkiem, zdają się nie istnieć dla prawników, handlowców czy inżynierów produkcji z biegłym chińskim. Mają oni oczywistą przewagę nad Wami posiadając specjalizację inną niż język i kultura Chin.
Bo po co inżynierowi produkcji wiedza na temat literatury chińskiej sprzed kilkuset lat? Kiedy Wy ją sobie analizowaliście, przyszły inżynier zdobywał FAKTYCZNIE niezbędną na rynku pracy wiedzę, przy okazji siedząc nad chińskim nie mniej gorliwie od studentów sinologii.
Zapewniam, że zdają sobie z tego sprawę średnie i duże firmy, które mogłyby chcieć skorzystać z usług osoby posługującej się językiem państwa, w którym inwestują lub z którego importują na dużą skalę.
Na razie tyle, stawiam tezę (ze względu na społecznie akceptowalne ograniczenia ilościowe dla jednego postu - wywód ma ograniczoną ilość ogólnych argumentów) i bardzo jestem ciekaw, czy i jak jesteście w stanie się do niej odnieść.
Pozdrawiam.
Ciekawe spostrezeżenia. Sprawdziłem w Google Adwords: ilość zapytań dla "tłumaczenia język chiński", "tłumacz języka chińskiego" i podobnych w ostatnim roku wykazuje wyraźną tendencję SPADKOWĄ.
Co do znajomości języka: jeśli już mamy generalizować, to nie wierzę, że można nauczyć się chińskiego na kursach równie wszechstronnie jak na sinologii, ponieważ to, co działa w przypadku bliskiego kulturowo angielskiego, stosuje się do chińskiego tylko w niewielkim stopniu. Trzeba powiedzieć jasno, sinolog to nie "człowiek znający chiński", ale przede wszystkim człowiek o umyśle PRZEORANYM przez chińską kulturę. Inna rzecz, że znajomość klasycznego chińskiego i podtekstów ukrytych w chengyu, którą mogą pochwalić się sinolodzy, jest raczej zbędna przy np. tłumaczeniach technicznych czy handlowych.
Przyznaję: jesteśmy na etapie dywersyfikacji rynku usług związanych ze znajomością chińskiego.
Natomiast obawiam się, że część Twoich wniosków to jednak nadinterpretacje. Zwłaszcza chciałbym odnieść się do części Twojej wypowiedzi dotyczącej "wyłączności na znajomość języka". To przede wszystkim my, filolodzy sensu lato, poszukując pracy stykamy się z problemem hermetyczności środowisk poza-filologicznych.
Stanowisko kierownicze: a czy studiował Pan zarządzanie?
Stanowisko związane z turystyką: a czy studiował Pan turystykę i hotelarstwo?
Co zostaje? Call center, uczenie języka, rozdawanie ulotek, ewentualnie założenie własnej działalności (czego filolodzy zwykle boją się jak ognia). To jest spis nieszczęść, który wyrecytuje Ci prawie każdy filolog.
No i powiedz - czy tak powinno być? Czy tak działa "wolny rynek"?
Nagły boom na rynku usług związanych z jęz. chińskim otworzył niewielkiej grupie filologów - i nie na długo - furtkę do stanowisk nieosiągalnych dla przeciętnego filologa. Postrzegam to jako namiastkę sprawiedliwości dziejowej (raczej "rynkowej").
To nie zazdrość o zlecenia przemawia przeze mnie, kiedy narzekam na dyletantyzm niektórych "tłumaczy". Przeraża mnie, że sinolodzy oddają pole bez walki, rywalizując na stawki (jak, nie przymierzając, chłopi na targu), zamiast zająć się edukowaniem siebie i klientów (co jest chyba równoważne podnoszeniu wartości rynkowej swoich kwalifikacji?..)
Co mam na myśli? Nie będzie jakościowych tłumaczeń polsko-chińskich bez słownika polsko-chińskiego, bez glosariuszy tematycznych, bez specjalizacji translatorskiej na sinologiach.
Nie będzie ceniony człowiek rozumiejący mentalność CHińczyków, jeśli Chińczyk w powszechnym mniemaniu nadal będzie "żółtym kurd..lem, pracującym za miskę ryżu".
A kto ma się zająć tym edukowaniem? Jeśli chcecie (zwracam się tu do nie-sinologów znających chiński) - to podajmy sobie ręce i do roboty. Ale, być może uważacie to za nasz wewnętrzny - sinologów - problem?
To własnie stosunek do tego nieszczęsnego edukowania wyznacza linię demarkacyjną między sinologami i nie-sinologami...
Coraz bardziej przekonuję się, że tytułu sinologa nie dostaje się wraz z dyplomem. Sinolog to nie zawód, to misja. Na bycie sinologiem trzeba sobie zapracować. Przykre jest to, że niewielu sinologów zdaje sobie z tego sprawę.
Najprościej jest pędzić żywot Kubusia Puchatka, odcinając kupony od tego, co przynosi los...
得魚忘筌,得意忘言。
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- Camillvs
- Wylogowany
- Minister
-
- Posty: 393
- Otrzymane podziękowania: 0
人在江湖,身不由己!
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- Sebastian
- Wylogowany
- Skryba
-
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- ximinez
-
- Wylogowany
- Minister
-
- ugabuga!

A co z sinologami? Specjalizować się! Dla mnie sinologia to przygrywka do dalszego rozwoju, który muszę zorganizować sobie sam. Póki co wyrabiam chałturę i biorę co dają, douczając się tego, co jest mi akurat potrzebne, ale w przyszłości chciałbym w mojej, wąziuteńkiej dziedzinie być tłumaczem topowym, z renomą wystarczającą, by dyktować stawki, w myśl zasady "płacę za jakość".
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- Sinofil
- Wylogowany
- Chłop
-
- Posty: 7
- Otrzymane podziękowania: 0
Ja również w to nie wierzę.Co do znajomości języka: jeśli już mamy generalizować, to nie wierzę, że można nauczyć się chińskiego na kursach równie wszechstronnie jak na sinologii, ponieważ to, co działa w przypadku bliskiego kulturowo angielskiego, stosuje się do chińskiego tylko w niewielkim stopniu. Trzeba powiedzieć jasno, sinolog to nie "człowiek znający chiński", ale przede wszystkim człowiek o umyśle PRZEORANYM przez chińską kulturę.
Nie wierzę, że język, mentalność, Chiny same w sobie, można poznać na odległość, z Polski. Nawiasem mówiąc, "mędrców z kosmosu" w dziedzinie Azji i Chin w internecie (i nie tylko) nie brakuje...
Radzę jednak nie sugerować się tym, że jedynie przyszli sinologowie mają szansę dotrzeć do "istoty rzeczy", dzięki 5-letnim studiom połączonym z wyjazdem (rocznym, prawda?) na wymianę do Chin.
Wyjazdowa inicjatywa własna, korzystanie z innych możliwości (dla niefilologów) - obserwuję, jak to się rozwija i warto byłoby, gdyby sinologowie też zdali sobie z tego sprawę.
Moim zdaniem - tak.To przede wszystkim my, filolodzy sensu lato, poszukując pracy stykamy się z problemem hermetyczności środowisk poza-filologicznych.
Stanowisko kierownicze: a czy studiował Pan zarządzanie?
Stanowisko związane z turystyką: a czy studiował Pan turystykę i hotelarstwo?
Co zostaje? Call center, uczenie języka, rozdawanie ulotek, ewentualnie założenie własnej działalności (czego filolodzy zwykle boją się jak ognia). To jest spis nieszczęść, który wyrecytuje Ci prawie każdy filolog.
No i powiedz - czy tak powinno być? Czy tak działa "wolny rynek"?
Szczerze mówiąc, studia filologiczne nie przystają do szerszych potrzeb rynku. Tłumacze tłumaczami, zawsze będzie zapotrzebowanie na tych najlepszych (czyt. rozpoznawalnych, z kontaktami), ale polskie sinologie, jeśli dobrze się orientuję, wypuszczają co roku znacznie więcej absolwentów niż (raczej) hermetyczny wciąż rynek "czystych" tłumaczeń, nauki języka, itp. jest w stanie przyjąć. Nie oczekiwałbym też wielkich zmian w tym względzie.
Znacznie większe jest zapotrzebowanie na tzw. "specjalistów" (modne słowo) do spraw wszelakich ze znajomością języka chińskiego - niekoniecznie biegle (dodatkowa uwaga z mojej strony: "biegłość" jest w Polsce pojęciem niesamowicie wyświechtanym, nieprawdaż? Np. dla wielu ludzi FCE/CAE to biegły angielski...).
AMEN.Co mam na myśli? Nie będzie jakościowych tłumaczeń polsko-chińskich bez słownika polsko-chińskiego, bez glosariuszy tematycznych, bez specjalizacji translatorskiej na sinologiach.
Nie będzie ceniony człowiek rozumiejący mentalność CHińczyków, jeśli Chińczyk w powszechnym mniemaniu nadal będzie "żółtym kurd..lem, pracującym za miskę ryżu".
Nie jest to problem tylko sinologów - to problem wszystkich, którzy Chinami próbują się zajmować, którzy, przynajmniej częściowo, Chinami (i z Chin) żyją.A kto ma się zająć tym edukowaniem? Jeśli chcecie (zwracam się tu do nie-sinologów znających chiński) - to podajmy sobie ręce i do roboty. Ale, być może uważacie to za nasz wewnętrzny - sinologów - problem?
To własnie stosunek do tego nieszczęsnego edukowania wyznacza linię demarkacyjną między sinologami i nie-sinologami...
Osobiście, daleki jestem od bycia agentem chińskiego soft power, ale staram się wpływać na obiektywne (tzn. bez niepotrzebnych uprzedzeń) podejście bliskich mi środowisk do Chin i chińskości.
Faktycznie, moja wypowiedź mogła zostać tak odebrana - jednak tak nie jest.Mam jednak wrażenie, że kolega Sinofil z jakichś powodów poczuł się osobiście dotknięty tym, co zostało powiedziane – tak, jakby ktoś usiłował wyrzucic go poza nawias, potraktować jak “tego gorszego”, bo niesinologa.
W żadnym momencie mojej działalności, nie przedstawiałem się jako tłumacz chińskiego i nie mam też takiego zamiaru. Nie nauczam też języka (wręcz przeciwnie, bo czuję ciągłą potrzebę douczania się) i również nie planuję tego robić.
Nie jestem zatem odrzuconą poza nawias konkurencją

Do takich właśnie wniosków namawiam Was wszystkich.A co z sinologami? Specjalizować się! Dla mnie sinologia to przygrywka do dalszego rozwoju, który muszę zorganizować sobie sam.
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- Jesteś tutaj:
-
Start
-
SinoForum
-
Chiny (中国)
-
Język chiński
- świetne zarobki znających chiński?